„Czerwona królowa” to trzecia i ostatnia część cyklu Wojna
Dwu Róż autorstwa Philippy Gregory, która podbiła serca czytelniczek na całym
świecie - nie ukrywam, że w tym i moje. Akcja wszystkich tomów serii rozgrywa
się w Anglii targanej krwawą wojną domową, toczoną przez zwolenników dwóch
dynastii, których członkowie szczycili się królewskim pochodzeniem, a co za tym
idzie, prawem do tronu – Lancasterami i Yorkami. Tym razem jest to historia
Małgorzaty Beaufort, matki Henryka VII, założyciela dynastii Tudorów.
Główną bohaterkę poznajemy jako kilkuletnią dziewczynkę,
przekonaną o niezwykłej roli, jaka przypadła jej w udziale. Zafascynowana
postacią Joanny d’Arc oraz przekonana o wyjątkowych względach, jakimi
obdarzył ją Bóg, Małgorzata święcie wierzy, że jej przeznaczeniem jest władać
Anglią. Jednak wydana za mąż sama będąc jeszcze niemalże dzieckiem, szybko
przekonuje się, że jako kobieta nie ma żadnych praw, a jej głównym zadaniem
jest rodzić dzieci, najlepiej samych chłopców. Choć Małgorzata szybko zostaje wdową
i ponownie wychodzi za mąż, ma tylko jednego syna, Henryka. I mimo że nie jest
jej dane osobiście go wychowywać, całe swoje życie podporządkowuje jednemu
celowi – zdobycia dla niego tronu Anglii, a dla siebie pozycji królowej matki.
„Czerwona królowa” to precyzyjnie nakreślone studium
psychiki tej niezwykłej, wyróżniającej się na tle swojej epoki, kobiety. Nie
można zaprzeczyć, że w przeciwieństwie do większości piętnastowiecznych
niewiast, Małgorzata była naprawdę dobrze wykształcona, inteligentna i zaangażowana
w politykę. Z drugiej strony, nie można nie zauważyć, że kierowały nią
nadmierna ambicja, rozbuchany egoizm, niezdrowa zazdrość i niezachwiane
przekonanie, że to właśnie jej wszystko się należy. Można by stwierdzić, że to
po prostu Gregory odmalowała ją w tak czarnych barwach i z premedytacją
uczyniła z niej postać antypatyczną i nie wzbudzającą żadnych ciepłych uczuć. W
krótkim posłowiu autorka wyjaśnia jednak, że nawet w źródłach historycznych, z
których korzystała, napotkała liczne negatywne komentarze na jej temat.
Fascynujący jest sposób, w jaki Małgorzata potrafiła
połączyć głęboką wiarę (uchodziła za jedną z najbardziej bogobojnych kobiet
swoich czasów) z głęboką zawiścią i nienawiścią wobec osób, które stały na jej
drodze do zdobycia tronu. Niezachwiane i manifestowane często przekonanie o
tym, że to Bóg kieruje jej krokami, że jej pragnienia zawsze pokrywają się z
Jego wolą, wzbudza podejrzenia, że albo starała się w ten sposób rozgrzeszyć z
własnych postępków, albo cierpiała na pewne zaburzenia natury psychicznej.
Osobiście skłaniałabym się do drugiej wersji, zwłaszcza w odniesieniu do
książkowej bohaterki, a nie jej historycznego oryginału.
Wydarzenia przedstawione w powieści toczą się równolegle do
tych opisanych w poprzednich tomach cyklu – „Władczyni
rzek” oraz „Białej
królowej”. Przedstawiają jednak punkt widzenia drugiej ze stron konfliktu w
Wojnie Dwu Róż. Wiele sytuacji, znanych już czytelnikowi, który ma za sobą
lekturę pozostałych powieści, zostało pokazanych z perspektywy Małgorzaty i jej
lancasterskich zwolenników. Książka z pewnością zaciekawi osoby, które poznały
historię Elizabeth Woodville („Biała królowa”), bowiem to w niej Małgorzata
upatrzyła sobie wroga numer jeden.
„Czerwona królowa” z pewnością nie rozczaruje żadnej
miłośniczki prozy Philippy Gregory. Autorka po raz kolejny z kunsztem i finezją
przekuła znane jej fakty historyczne na porywającą i wciągającą opowieść.
Serdecznie polecam!
Moja ocena: 5/6
Czytałam, Małgorzata mnie trochę przerażała swoją zawziętością i pychą. Teraz będę czytać "Białą królową" to będę wszystko widzieć od drugiej strony.
OdpowiedzUsuńElżbieta Woodville jest zdecydowanie sympatyczniejszą bohaterką :)
Usuń